Oczekiwania
Pierwsze piwo grodziskie z Pinty, było zarazem moim pierwszym kontaktem z tym stylem piwnym. Tak, zakochałem się w tych dymnych, wędzonych nutach od pierwszego łyka, i - zwłaszcza latem - wypijam niejednego grodzisza. Tego z Pinty darzę jednak sentymentem - to on wskazał mi prawdziwą, ociekającą wędzoną szynką, drogę ku orzeźwieniu ;-].
Pierwsze wrażenie
Wędzonka - początkowo najbliżej jej do rolady ustrzyckiej lub oscypka. Wyczuwalne są również delikatne, słodowe nuty, ale są dość mocno schowane za serem. Piwo dość treściwe w odbiorze, ale to przede wszystkim zasługa głównego aromatu. Za to wysycenie - jak dla mnie - mogłoby być nieco wyższe.
Po ogrzaniu
Wraz ze wzrostem temperatury piwo robi się wyraźnie...gorsze. To, co początkowo było całkiem przyjemną, wędzoną nutą, powoli przechodzi w zapach wędzonej makreli. I to nie takiej świeżej, prosto z wędzarni - raczej takiej, która stanowczo zbyt długo czekała na zjedzenie. Wydaje mi się, że za ten nieszczęsny twist smakowo-zapachowy odpowiadają drożdżowe aromaty, które ujawniają się w nieco wyższej temperaturze. Ponadto, pobrzmiewa tu również delikatna, maślana nuta, co w połączeniu z rybą daje mało przyjemny koktajl. Goryczka w tym piwie jest bardzo niska, bardzo delikatnie ujawnia się na języku.
Czy warto?
Z naprawdę ciężkim sercem stwierdzam, że jest to najgorsze piwo grodziskie, jakie piłem tego lata. Nie wiem czy coś poszło nie tak, czy też mi się zmieniły deskryptory dla wrażeń smakowo-zapachowych. Pierwsze łyki całkiem przyjemne, ale już po delikatnym ogrzaniu makrelowa wędzonka staje się nieprzyjemna i odpychająca. Na moją aparaturę badawczą, coś tu poszło bardzo nie tak, jak powinno.
Moja ocena: 2/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz