Beer Geek Summer już za mną, ale jeśli nie byłeś - to przed Tobą, bo przecież po to właśnie czytasz tę relację, prawda ;-]?
Z pewnością letnia edycja tej piwnej imprezy w Zaklętych Rewirach potwierdziła, że formuła płacisz raz-degustujesz ile chcesz, jest bardzo udana. Dodatkowo, ostatnia odsłona była wzbogacona o żetony, za pomocą których można było spróbować na ogół świetnych piw zagranicznych - moje opinie o nich znajdziesz na moim profilu na Untappd. Dla mnie to strzał w dziesiątkę, wart powtórzenia przy okazji pełnowymiarowych edycji Beer Geek Madness.
Zorganizowanie takiego przedsięwzięcia na raczej niedużym dachu było z pewnością sporym wyzwaniem logistycznym. Tłoku i kolejek uniknąć się po prostu nie dało - liczyłem się więc z tym już w momencie zakupu biletu, więc na to narzekać nie wypada. Czy dałoby radę nieco inaczej zorganizować przestrzeń imprezową, tak by kolejki były mniej chaotyczne? Chyba tak, ale do tego trzeba by już wykorzystać nieco więcej przestrzeni, niż tylko dach. Moja sugestia - miejsca jest naprawdę niedużo, więc scena muzyczna mogłaby być zorganizowana na dachu, na którym odbyła się degustacja Speedway Stout'a...
Jej chciałbym zresztą poświęcić kilka słów. Z pewnością Szanowne Grono degustatorów widziało, co działo się przy barze, gdy ogłoszono, że beczka z gwiazdą wieczoru - wspomnianym już piwem AleSmith - została podpięta. Zresztą, takiego ścisku i tłoku można się było spodziewać - wszak do dyspozycji mieliśmy zaledwie jedną, dwudziestolitrową beczkę, a spróbować chciał każdy. Można zatem było darować sobie organizowanie stoliczka dla kilkorga osób, przy którym w komfortowych warunkach próbowano piwa, po które na dole w sporym ścisku i wysokiej temperaturze tłoczyła się co najmniej połowa uczestników imprezy. Zwłaszcza, że nie była to przecież premiera, więc smak i aromat tego RISa został już wzdłuż i wszerz opisany przez setki beergeeków z całego świata. Po co więc?
W ten płynny sposób przechodzę zaś do trzonu imprezy, czyli piw polskich lanych bez limitu. Wcześniej napisałem, że formuła imprezy zdała egzamin, i raz jeszcze to podkreślę - jest optymalna, fajna, i stanowi główną cechę charakterystyczną Beer Geek Madness. Za to dobór piw - moim zdaniem - był zwyczajnie kiepski. Było to tym bardziej odczuwalne, że mieliśmy okazję spróbować trudno dostępnych, zagranicznych piw topowych. Z jednej więc strony spełniony, mokry sen beer geeka;-], z drugiej - piwo z oferty (teraz lub za jakiś czas) każdego sklepu specjalistycznego, nierzadko super/hipermarketu, czy nawet lepiej zaopatrzonego monopolowego.
Przed kolejną edycją warto jest gruntownie przemyśleć, co zaoferują nasze polskie browary. Jak dla mnie, tak zwane "piwa topowe" powinny już iść w odstawkę, bo są łatwo dostępne czy tradycyjnie, czy w sprzedaży online. Zamiast nich więcej eksperymentów, więcej tych rzadkich, warzonych przez browary okazjonalnie. Każdy ma tylko dwa krany do dyspozycji - powinna być to więc okazja do "pokazania się", do zaprezentowania czegoś nowego, przełomowego dla danego browaru. Tym z pewnością nie jest piwo górnej fermentacji na nowofalowym chmielu, które wchodzi "jak złoto".
Może to zabrzmi paradoksalnie - wszak najwięcej miejsca poświęciłem uwagom krytycznym - ale impreza była oczywiście udana. Beer Geek Madness jest świetną okazją do spotkania innych beergeeków, do spróbowania także ciekawych piw. Ma niepowtarzalny klimat, dlatego w ciemno polecam kolejną edycję. A że ponarzekałem? No cóż, taki już mam charakter ;-].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz