Byłem ostatnio w jednym z wrocławskich sklepów z piwem, i tak się złożyło - zasłyszałem rozmowę jednego z klientów z właścicielką (więc listę sklepów śmiało już możesz zawęzić;-]). Dotyczyła ona nowego piwa od Doctor Brew - barleywine leżakowanego w beczce po brandy. Doktorzy, za pół litra swego naprawdę zacnie prezentującego się, tęgiego jak na polski kraft (27,5% ekstraktu) piwa, zażyczyli sobie tyle, że w detalu wyszło pod 5 dyszek za butelkę 500ml.
I w tym właśnie momencie trafili w mój "pain of paying", czyli próg bólu jeśli chodzi o cenę. Po raz pierwszy świadomie, na chłodno, postanowiłem nie kupić takiego rarytasu z polskiego browaru kraftowego. Dlaczego? Sam zacząłem się nad tym zastanawiać, aż doszedłem do następujących wniosków.
1. Polski kraft nie gwarantuje mi wysokiej jakości i powtarzalności.
Nie jest to zarzut, a chyba całkiem obiektywnie stwierdzalny fakt. Wiele "wiekowych" - jak na naszą odsłonę kraftowej rewolucji - piw miało swoje wzloty i upadki, warki wybitne, i słabsze, lub po prostu złe. W kanał idzie raczej niewiele, a przynajmniej niewiele browarów o tym pisze. A przecież niejeden wypust niejednego piwa tylko do tego się nadawał...I tak - rozumiem dlaczego tak się dzieje, rozumiem że alternatywą jest spory ubytek w finansach. Przy piwie za kilka złotych przeboleję taką wpadkę, bo przecież znajdą się inni chętni. Ale...
2. Polski segment piw premium/limitowanych jeszcze bardziej nie gwarantuje mi jakości ;-].
Przypominasz sobie powódź polskich RIS-ów, a potem barrel-ejdżów? Ile z tych piw nazwałbyś aspirującymi do światowego topu? Samiec Alfa z Artezana okazuje się być niezwykle trafną nazwą - jak to samiec alfa w stadzie, może być tylko jeden...Nie wliczam tutaj Imperium Prunum, bo jednak Browar Kormoran nie do końca jest właściwym reprezentantem kraftowej rewolucji ;-].
"Masowa" produkcja niedoleżakowanych, czasem wręcz zielonych piw o relatywnie wysokim ekstrakcie, z wżerającym się w gardło alkoholem, sporymi wadami, w cenie niezłych piw zagranicznych - tak ten czas zapamiętałem ja. Po chwili opamiętania, przyszło "podgryzanie" półki bardziej luksusowej, które również na razie nie wypada za dobrze. Mentor z ReCraftu stoi na półkach sklepów już długi czas od premiery, portery z Dukli mają oceny na poziomie niezłych piw regionalnych, pierwsze barrel-ejdżowane RISy z Doctor Brew też nie powaliły, choć trzeba przyznać - wypadają w tej stawce zdecydowanie najlepiej.
3. Jak na razie, polski kraft gryzie segment premium od dupy strony.
Bardzo chętnie napiszę za jakiś czas, że mamy oto szereg polskich piw wartych dziesiątki złotych za choćby 100ml. Jak na razie, tak jednak nie jest. Jak na razie, każda kolejna wersja "limited" jawi się jako testowanie zasobności portfela polskiego beergeeka, lub też - brutalniej - skok na kasę. Jak gdyby najpierw pojawiała się koncepcja sprzedaży piwa premium, potem projekt graficzny, nakręcenie koniuktury w social media i na imprezach piwnych. A kwestia fundamentalna - uwarzenie i wyleżakowanie (!!!) dobrego piwa - to w zasadzie sprawa drugorzędna, o ile nie jeszcze mniej istotna.
Dlatego też, nie spróbuję najnowszego barleywine od Doctor Brew, ani też żadnego innego piwa premium, jeśli poziom cenowy będzie równy lub wyższy uznanym, zagranicznym importom. Bo poziomu samego trunku niestety nie gwarantuje mi na razie nikt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz